On zbliżał się powoli, jego wargi obok moich
i w cieniu gwiazd bezradni my,
bezkarne niebo co z nas drwi.
Nie wiem czy to żart, czy może rzeczywistość przeklęta,
że boję się końca i o nic nie dbam,
ta nicość mnie przeraża...
Chcąc dotknąć gwiazd, łapię oddech,
to tak nie osiągalne...
Gdzie jest ten koniec?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz